Być Kobietą…

Jestem kobietą najzwyklejszą (choć mój mąż twierdzi co innego) – wychowałam trzech synów, doczekałam się piewszej wnuczki i każdy grosz musiałam zarobić zwykłą pracą, ongiś jako „panienka z okienka” na poczcie, później jako współwłaścicielka i kierowniczka znanej dolnośląskiej dyskoteki (co nie było – wbrew pozorom – ani łatwym, ani w nadmiarze obfitym chlebem), ostatnio przez długie lata jako referentka w pewnym instytucie naukowym. Wszystkie prace tzw. „kobiece” (w rozumieniu większości społeczeństwa, w tym głównie większości mężczyzn, polegajace na praniu, sprzątaniu całego domu, prasowaniu, gotowaniu, utrzymaniu balkonów, ogródka, prowadzeniu domowej ksiegowości itd., itd.), zwiazane z prowadzeniem domu i wychowaniem dzieci, należały do moich obowiązków. Ale nawet w najtrudniejszych czasach nie przestawałam czuć się Kobietą przez duże K i nie zaniechałam niczego, co mogłoby służyć mojej Kobiecości – w szerokim znaczeniu tego słowa.