Dzień za dniemPokochać siebieWyróżnione

Mimozami jesień się zaczyna…

"Zobacz, ile jesieni! Pełno jak w cebrze wina
to dopiero początek, dopiero się zaczyna.
Nazłociło sie liści, że koszami wynosić,
a trawa jaka bujna, aż się prosi, by kosić.
Lato w butelki rozlane, na półkach słodem się burzy.
Zaraz korki wysadzi, już nie wytrzyma dłużej..."

– moje ulubione, jakże przepiękne powitanie jesieni spod pióra mistrza Tuwima. Jesień to czarowna pora roku ubrana w słoneczne kolory złota, brązu i niesamowitych odcieni dojrzałej czerwieni.

Ani wojna, ani pandemia nie są w stanie zatrzymać cyklu, jakim rządzi się otaczająca nas przyroda. Tak jak po nocy przychodzi dzień, tak po lecie przychodzi jesień. Owa pora roku, kiedy zbieramy bogactwo owoców naszej ziemi, a potęga natury przemawia do nas i nastraja do przemyśleń. Jesień nie musi być smutna, choć i smutek jest potrzebny, żeby w pełni przeżywać radość. Jesień nie oznacza końca, przypomina nam tylko o przemijaniu, uświadamia, że nic nie jest wieczne. Korzystajmy więc z darów życia, nie rezygnujmy ze zmian, nie bójmy się nowego, bo życie ucieka i mamy go coraz mniej. Żyjmy tak, aby w obliczu śmierci mieć poczucie spełnienia, nie żałować, że się czegoś nie spróbowało, nie przeżyło. Ja tam wolę zapewnić sobie wyrzuty sumienia, niż żal, że nie spróbowałam innych smaków życia. Wszak mamy je tylko jedno i to jest pewne, nie ma żadnej gwarancji na wieczność. Wszystkie opowieści o niebie i piekle powstały w fantazji ludzkiej jako wyraz nadziei; trzeba ją mieć, ale nie może nam ona przysłonić doczesnego życia.

Jeszcze kilkanaście lat temu tkwiłam w klatce zbudowanej z ograniczeń i powinności wobec najbliższych i otoczenia. W klatce, gdzie nie liczyło się moje zdanie, moje dobro, ale ważniejsze było to, co ludzie powiedzą. W której nie miałam prawa myśleć o sobie, bo byłabym egoistką. Ale to przecież nie ja byłam egoistką, egoistami byli ci, co uzurpowali sobie prawo do decydowania o moim życiu. Dla byłego męża ważniejszy był wysprzątany dom i jego wyprasowane koszule niż mój uśmiech, bo ja przecież na nic nie zasługiwałam. Zupełnie nikogo nie obchodziło, czego ja tak naprawdę chcę od życia, jakie mam pragnienia. Powoli zaczynałam godzić się na taką psychiczną wegetację. Wtedy nie widziałam innego wyjścia dla siebie, jak urządzenie sie w tej klatce.

Myślałam, że już nie zdołam żyć, jak chciałam, poddawałam się, nie wierzyłam, że w wieku pięćdziesięciu lat może mnie jeszcze spotkać coś wspaniałego. Wydawało mi się, że najlepsze mam już za sobą, że taki już jest mój los. Ale teraz już wiem, że to nie los decyduje o naszym życiu, tylko my sami. To my, wyłącznie my kierujemy naszymi porami życia i ponosimy konsekwencje naszych wyborów życiowych. Najłatwiej jest obarczać innych winą za własne porażki i narzekać na los, na męża, na Boga. Modlitwa też nie pomoże, co najwyżej złagodzi żal po zmarnowanych szansach. Trzeba o siebie zawalczyć, o swoje marzenia, czasem nawet podjąć ryzyko.

Przypomniała mi się pewna sytuacja z przeszłości. Nigdy nie należałam do twardych kobiet, które podejmują szybkie decyzje. Jestem raczej miękka i pełna wątpliwości. Ale postanowiłam coś zmienić w swoim wyglądzie. Podczas mojej wizyty u dzieci w Dublinie, synowa zaproponowała mi wizytę u siebie w salonie. Kiedy już siedziałam na fotelu, zapytała, czy mam jakiś pomysł na nową fryzurę. Prawie przez całe swoje życie miałam długie, lekko kręcone włosy i nie byłam pewna, czy będzie mi dobrze w krótkich. Więc zawahałam się, mówiłam, że chcę skrócić, ale nie za bardzo. Wtedy Aneta mając dosyć mojego niezdecydowania, stanowczo powiedziała:

– Zdecyduj się, albo chcesz coś zmienić albo nie!

– Oczywiście, że chcę zmienić i zdaję się na ciebie, Anetko, jako na fachowca.

Byłam jej wdzięczna za to, że nie cackała się ze mną dłużej. Ta sytuacja uświadomiła mi moje niezdecydowanie nawet w błahych sprawach. Dopiero postawiona pod ścianą dokonałam wyboru i ostatecznie byłam bardzo zadowolona z nowej, profesjonalnej, asymetrycznej fryzury. Co więcej, było mi w niej do twarzy i czułam się wspaniale odmieniona nie tylko zewnętrznie. Działanie jest siłą napędową naszego istnienia.

"Mimozami jesień się zaczyna
złotawa krucha i miła,
To ty, to ty jesteś ta dziewczyna, 
która do mnie na ulicę wychodziła.
Od twoich listów pachniało w sieni, 
gdym wracał zdyszany ze szkoły,
a po ulicach w lekkiej jesieni, 
fruwały ze mną jasne anioły.
Mimozami zwiędłość przypomina, 
nieśmiertelny, żółty październik.
To ty, to ty, moja jedyna..."

Ten tekst „Wspomnienia” przysłał mi mój obecny mąż, kiedy odnalazł mnie po latach na forum naszej szkoły. Byliśmy absolwentami Zespołu Szkół Elektronicznych, on był w technikum, a ja w liceum. Zaskoczył mnie, bo przecież nie wysyła się takich romantycznych tekstów zwykłej szkolnej koleżance. Jeszcze dodał, składając mi życzenia urodzinowe, że jestem darem dla tego świata i żebym się nie zmieniała. Potraktował mnie tak, jakbym była dziewczyną jego marzeń. Tak się zaczęło i tak trwa do dziś. Słowa tej piosenki, które odważył się mi wysłać przed laty, zapoczątkowały nowy etap mojego życia. Wywróciłam wszystko do góry nogami, było ciężko, do tej pory nie pozbyłam się obciążeń z poprzedniego toksycznego małżeństwa, ale nigdy nie żałowałam tej zmiany, ani przez moment, to był mój najlepszy wybór i jestem z niego dumna. Nagroda nie przychodzi od razu, ale im więcej nas kosztuje zmiana, tym jest ona cenniejsza. To tak, jak ze zdobywaniem szczytów górskich, im wyższy i im trudniejszy w zdobyciu, tym większa satysfakcja i radość. A propos szczytów. Na początku naszej nowej wspólnej drogi nie czułam się pewnie, bałam się, że spowszedniejemy sobie i że on nie będzie się mną tak zachwycał, jak na początku. Mój mąż próbował rozwiać moje obawy i powiedział mi wtedy coś takiego:

– Nie obawiaj się, będę pilnie strzegł mojego skarbu. Jestem pewien, że w życiu nic lepszego od ciebie nie mogło mnie spotkać. Jeśli ktoś zdobył Mount Everest, to nie da mu satysfakcji zdobycie niewielkiego szczytu. Odnalazłem to, czego zawsze szukałem i pragnąłem przez całe moje życie i nie mam powodów, aby szukać czego innego.

Dni minionych nic nie wróci, ale na naszą przyszłość ciągle mamy jeszcze wpływ, dopóki życie trwa. Nie marnujmy więc ani chwili na narzekanie i rozpamiętywanie przeszłości, ale kształtujmy te dni, których jeszcze nie znamy.