Obok nasWyróżnione

Obojętność

Nie bój się wrogów – w najgorszym razie mogą cię zabić. Nie bój się przyjaciół – w najgorszym razie mogą cię zdradzić. Strzeż się obojętnych -nie zabijają i nie zdradzają, ale za ich milczącą zgodą mord i zdrada istnieją na świecie.

Po raz pierwszy usłyszałam tę sentencję w telewizyjnym programie literackim, w którym była mowa o twórczości Bruno Jasieńskiego. Wcześniej nie znałam jego twórczości, ale ta właśnie myśl jego autorstwa głęboko zapadła mi w serce i w pamięć. Idealnie pasowała do mojego postrzegania otaczającego mnie świata. Było to bardzo dawno, nie było jeszcze wtedy internetu, toteż zapisałam ją w moim sekretniku, gdzie zbierałam wszystkie moje „złote myśli”.

Ta maksyma towarzyszy mi przez całe życie. Jakże doskonale odzwierciedla stosunki międzyludzkie. Wrogów znamy i wiemy, czego się możemy spodziewać z ich strony. Przyjaciół – jak mówi przysłowie – poznajemy w biedzie. Ale najgorsi są ludzie obojętni, bo nie wiadomo, czego po nich możemy się spodziewać. To oni swoim milczeniem, swoją obojętnością i brakiem empatii, pozwalają na zło i przyczyniają się do tego, że owo zło rośnie w siłę. Z taką obojętnością spotykamy się wszędzie, poczynając od rodziny, a kończąc na polityce. 

Podobnie było z inną, równie ważną dla mnie maksymą sprzed kilkudziesięciu lat. Oglądałam wówczas film, emitowany późną porą, który głęboko wstrząsnął moimi emocjami. Uwieńczeniem przesłania tego filmu był  fragment z Apokalipsy św. Jana, który to cytat zamieszczono na końcu:

Znam twoje czyny, że ani zimny, ani gorący nie jesteś.
Obyś był zimny albo gorący!
 A tak, skoro jesteś letni
i ani gorący, ani zimny,
chcę cię wyrzucić z mych ust.

Nigdy nie byłam nadgorliwą katoliczką i nie miałam takich zapędów, aby zgłębiać tajniki naszej religii, albo interpretować biblijne opowieści. Ale ten film, zakończony tą konkretną mądrością, poruszył mną tak bardzo, że zerwałam się z łóżka, aby zapisać ten piękny i filozoficznie głęboki cytat w moim pamiętniku. W mojej interpretacji było to również przesłanie dla ludzi „letnich”, obojętnych, a dla mnie światełkiem ku pokrzepieniu mojej „gorącej” natury. Nadawało sens życiu i działaniu. Przeciwstawiało się „letniości” ludzi mieniących się katolikami, a w gruncie rzeczy nieczułych na krzywdę innych – ludzi w gruncie rzeczy aspołecznych i myślących tylko o sobie.

Nie można być nieczułym na krzywdę innych, nie można przechodzić obojętnie obok zła. Nie reagując na zło przyzwalamy na nie. Słowa są ważne, ale ważniejsze są czyny. Trzeba działać, szerzyć dobro, bronić uczciwych ludzi, bronić słabszych, dyskryminowanych, gorzej traktowanych. Nie można zachowywać się tak, jakby to nas nie dotyczyło, albo tłumaczyć sobie: „po co mi to, po co się angażować, poświęcać swój czas jak to i tak niewiele zmieni. Niech robią to inni, ja mam swoje problemy. Przecież to nie dotyczy mnie bezpośrednio…” I w tym miejscu nasuwa się kolejny cytat, ostatnio często przytaczany przez znajomych na portalu społecznościowym słowa ewangelickiego teologa Martina Niemöllera:

Kiedy naziści przyszli po komunistów, milczałem,
nie byłem komunistą.
Kiedy zamknęli socjaldemokratów, milczałem,
nie byłem socjaldemokratą.
Kiedy przyszli po związkowców, nie protestowałem,
nie byłem związkowcem.
Kiedy przyszli po Żydów, milczałem,
nie byłem Żydem.
Kiedy przyszli po mnie, nie było już nikogo, kto mógłby zaprotestować.