Szarlatani
„Szarlatanów nikt nie kocha. Zawsze sami.
Dla nich gwiazdy świecą w górze i na dole.
W tajnych szynkach piją dziwne alkohole.
I wieczory przerażają bluźnierstwami…”
pisał Konstanty Ildefons Gałczyński z ukrytą sympatią dla tychże szarlatanów, którzy w jego wierszu byli niemalże równi Bogu… W sensie metafizyczno – duchowym… Ale ja nie o tym chciałem…
Ponad pięć lat trwają podstawowe studia medyczne – do tego dochodzą liczne studia podyplomowe, praktyki i specjalizacje, i mijają lata, zanim lekarzowi wolno samodzielnie leczyć pacjentów. Nawet znani z książek, filmów i seriali babki-zielarki i znachorzy uczyli się wiele, wiele lat u swoich nauczycieli, zanim wolno im było stosować zdobytą wiedzę na ludziach.
Adepci T’ai Chi potrzebują wielu lat codziennych ćwiczeń pod okiem doświadczonego mistrza (na zdjęciu powyżej) , aby nauczyć się samemu tej sztuki i dalszych lat, aby móc nauczać innych. Droga do stopnia mistrzowskiego (dan) w sztukach walki trwa ponad dziesięć lat, zakładając intensywny trening. Ale dopiero od 3. dan może taki mistrz nauczać (nie tylko trenować!) innych. To samo dotyczy chińskiej medycyny tradycjonalnej, Hatha Yoga i innych dalekowschodnich sytemów filozoficzno – zdrowotnych.
Mój stary mistrz (6. dan Wado ryu Karate, mistrz Wushu i praktykujący lekarz TCM) ostrzegał nieraz przed skutkami nauki u niekompetentnych „mistrzów” – szkody, jakie można wyrządzić sobie i innym są bardzo poważne, zarówno w sferze zdrowotnej, jak i psychicznej.
Biorąc to wszystko pod uwagę mierzi mnie zalewająca nas fala samozwańczych „nauczycieli” i „mistrzów” czegoś tam, którzy po kilkumiesięcznym kursie, nierzadko zaocznym, reklamują siebie i swoje usługi – bo kasują za nie oczywiście słono – jako uzdrowiciele ciała i duszy, powołując się na określenia i słowa, których znaczenia sami dobrze nie rozumieją!
Najbardziej jednak winni są ci naiwni, którzy napychają samozwańczym „uzdrowicielom” portfele, tworząc w ten sposób rynek dla wszelkiego rodzaju szarlatanerii – nazwijmy to po imieniu. Cóż, kto wierzy, że wykładanie „anielskich kart” czy okadzanie przy dźwiękach „ezoterycznej” muzyki Olivera Shanti go uzdrowi, temu już żaden lekarz nie pomoże!
P.S. Zamieszczone tu opinie są moim prywatnym zdaniem i niekoniecznie zdaniem innych autorów, czy też administracji strony.