Tłusty czwartek
Nie tylko w Polsce, ale i tutaj w Bawarii świętujemy dzisiaj Tłusty Czwartek, ostatni czwartek przed Wielkim Postem. Jest to przyjemna tradycja i nie wymaga od nas wyrzeczeń ani poświęceń, wręcz przeciwnie: polega na radosnym i bezkarnym objadaniu się pączkami. Legenda głosi, że jak nie zje się pączka w Tłusty Czwartek, to nie będzie się wiodło w życiu. Czyli nie ma wyjścia: przynajmniej jeden pączek na szczęście. Spożywanie tłustych słodkości ma swój urok i poprawia szybko nastrój.
Jest taka teza, że po zjedzeniu produktów zawierających dużą ilość cukru następuje wzrost poziomu serotoniny i dopaminy, nazywanych hormonami szczęścia. Duża ilość cukru w mózgu powoduje zmiany podobne, jak po zażyciu narkotyków. Wynikało by z tego, że w tym dniu wszyscy zachowują się jak „na haju”.
Historia tego zwyczaju sięga czasów pogańskich, kiedy to świętowano odejście zimy i nadejście wiosny. W tym dniu jadło się tłuste potrawy, mięsa, piło się dużo wina, a na zakąskę były pączki z ciasta drożdżowego, nadziewane słoniną. Na zapustnych zabawach dużo się piło, jadło i tańczyło. Dawniej to ludzie umieli imprezować!

Tłusty Czwartek przypomina nam, że pozostało jeszcze tylko kilka dni do końca karnawału. Niemiecki Tłusty Czwartek jest też początkiem popularnego karnawału ulicznego (Fasching), kończącego się we wtorek (Rosenmontag, Faschingsdienstag) przed Środą Popielcową. Ulicami miast, zwłaszcza w Nadrenii, przetaczają się kolorowe korowody przebierańców, dzieci nie mają zajęć w szkole. Tego dnia (Weiberfastnacht) niemieckie kobiety obcinają mężczyznom krawaty, które są symbolem męskiej władzy, przejmują w ten sposób panowanie nad miastem i karnawałem. To mi się podoba!

U nas w domu mama zawsze smażyła w ten dzień pączki albo chrusty, czyli faworki. Takie domowe, żółciutkie, jeszcze ciepłe, były przepyszne. Najbardziej smakowały mi z różanym nadzieniem. A na „Ostatki” w szkołach organizowało sie zabawy, w zakładach pracy ostatkowe bale dla pracowników, a lokale z dancingami były przepełnione i wejście do nich było możliwe tylko po znajomości. Potem był „śledzik”, kolejna okazja do spotkania się ze znajomymi na wódeczkę i śledziowe wariacje. Kiedyś było jakoś radośniej, częściej spotykało sie z rodziną, ze znajomymi. Robiło się duże imieniny, imprezy na różne okazje, podczas których były tańce i zabawa do rana. Teraz mamy duży wybór lokali rozrywkowych i możemy spontanicznie wybrać się potańczyć, gdzie chcemy i kiedy tylko mamy ochotę. Może dlatego „ostatkowe” imprezy straciły na popularności?

Mam nadzieję, że pączek choć trochę osłodzi nam Covidową rzeczywistość, poprawi nastrój w ten smutny dla świata dzień, dzień agresji Rosji na Ukrainę. Całym sercem jestem za Ukrainą. Choć nie zawsze tak było. W młodości nasłuchałam sie o okrucieństwie Ukraińców, o Banderowcach. Dziadkowie karmili nas nienawiścią do tego narodu, opowieściami o polskiej krwi, wylanej na jej terenach. Ale teraz, z perspektywy czasu i w wyniku szerszego poznania historii tego narodu, mam własne zdanie na ten temat. Każdy naród ma prawo bronić swojej tożsamości i w każdym narodzie są źli i dobrzy ludzie. Nie ma wyjątków.
Trochę przydałoby się hormonu szczęścia na poprawienie nastroju – zatem, smacznego pączka!
You must be logged in to post a comment.