Bez pracy nie ma kołaczy
„Bez pracy nie ma kołaczy” – powiada polskie przysłowie. Anglicy mawiają: „no pain, no gain”, Niemcy: „Ohne Schweis kein Preis” – a w sumie chodzi o to, że łatwo jest „zachomikować” sobie kilka dodatkowych kilogramów, ale pozbycie się ich to prawdziwa męka, zwłaszcza w wieku dojrzałym.
Jeszcze tak niedawno (zdawałoby się) wystarczyła nam mała dieta i trochę ruchu, i już pasowała nam sukienka sprzed roku – dzisiaj lustro nie jest naszym przyjacielem i nie odpowiada już tak, jak to bajkowe, że jesteśmy najpiękniejsze na świecie. Co prawda mój mąż ciągle tak twierdzi, ale podejrzewam, że ma w tym jakiś interes… może chce namówić mnie na coś, o czym przy dzieciach się nie mówi?…
Tak, czy inaczej, od kilku miesięcy walczymy z naszymi kilogramami, wałeczkami i zimowo-świątecznym sadełkiem i jeździmy trzy, cztery razy w tygodniu na fitness. I właśnie w naszym studiu od wczoraj możemy trenować na nowych urządzeniach tzw. Milon Circle, najnowszym wynalazku w dziedzinie sprzętu fitness.
Wszystkie urządzenia – zarówno te na ćwiczenie siły, jak i te na trening kardio-wytrzymałościowy – są sterowane komputerowo i dopasowują się automatycznie do ćwiczącego. Każdy ma kartę z czipem pamięci, na której zapisane są wszystkie indywidualne ustawienia, a także przebieg treningu. A trening jest tak dobierany pod względem obciążenia, żeby zawsze być na granicy możliwości, zarówno pod względem tętna, jak i wysiłku mięśni. Na przykład na cross-stepperze obciążenie przez cztery minuty jest tak dobierane, żeby tętno było maksymalne, ale nie za wysokie. Podczas ćwiczeń na przykład mięśni brzucha przy prostowaniu jest dodawanych kilka kilogramów, żeby mięśnie były cały czas pod optymalnym dla treningu obciążeniem. I to wszystko bez ciężarów – obciążenie jest realizowane przez elektronicznie sterowane silniki elektryczne (stąd niewielkie gabaryty przyrządów)
Wczoraj trenerzy ustawili nam wszystkie przyrządy indywidualnie i dzisiaj „polecieliśmy” z treningiem. Przedtem, patrząc na te raczej nieduże przyrządy, nie przypuszczaliśmy nawet, ile trzeba będzie wysiłku, żeby przejść taką serię ćwiczeń – a trzeba wykonać dwie rundy. W sumie zrobiliśmy trzy, ale spociliśmy się przy tym i na nic więcej już nie mieliśmy siły.
Jak przystało na system komputerowy, jest do tego oczywiście aplikacja na smartfona, która podaje wszystkie szczegóły dotychczasowego treningu.
Miło jest po treningu zobaczyć, że „przeniosło” się ciężar dwóch ton,,,
Słusznie. Dlatego dzisiaj na obiadek szparagi, sos hollandaise i ziemniaczki z koperkiem!