Ziarenka czasu

Jesienny Brzechwa

Któż nie pamięta z dziecinnych lat „Akademii Pana Kleksa” czy też „Kaczki Dziwaczki”? Wszyscy wyrośliśmy wśród bajek i baśni Jana Brzechwy, który kiedyś żartobliwie wyznał, że pisząc dla dzieci, właściwie pisał dla ich matek… Mało kto jednak wie, że Brzechwa – krewny Bolesława Leśmiana – był niezrównanym lirykiem, w niczym nie ustępującym swojemu sławnemu kuzynowi.

Kiedy za oknem siąpi deszcz, a termometr dawno już zapomniał o letnich temperaturach, przypomniał mi się piękny w swojej prostocie i mistrzowski w słownej obrazowości wiersz Mistrza Jana „Listopad”, który pozwalam sobie zacytować:

Złote, żółte i czerwone 
Opadają liście z drzew, 
Zwiędłe liście w obcą stronę 
Pozanosił wiatru wiew.

Nasza chata niebogata, 
Wiatr przewiewa ją na wskroś, 
I przelata i kołata, 
Jakby do drzwi pukał ktoś.

W mokrych cieniach listopada 
Może ktoś zabłąkał się? 
Nie, to tylko pies ujada. 
Pomyśl także i o psie.

Strach na wróble wiatru słucha, 
Sam się boi biedny strach, 
Dmucha plucha-zawierucha, 
Całe szyby stoją w łzach.

Jakiś wątły wóz na szosie 
Ugrzązł w błocie aż po oś, 
Skrzypią, jęczą w deszczu osie, 
Jakby właśnie płakał ktoś.

Mgły na polach, ciemność w lesie, 
Drga jesieni smutny ton, 
Przyjdzie wieczór i przyniesie 
Sny i mgły, i stada wron.

Wyjść się nie chce spod kożucha, 
Blady promyk światła zgasł, 
Dmucha plucha-zawierucha, 
Zimno, ciemno, spać już czas.

Cóż, tylko westchnąć z zadumą i zachwytem, co niniejszym czynię…