Recepta na szczęście
Wczoraj pewna znajoma żaliła mi się, że bardzo się martwi o jej trzydziestoletniego syna, który rozstał się właśnie ze swoją dziewczyną, a na dodatek jest „na obczyźnie” i z dala od domu. Wieczorem zaś, w jednym z seriali, małżeństwo w średnim wieku przeżywało kryzys, bo zorientowali się, że ich prawie dorosłe córki już wkrótce opuszczą dom rodzinny i zostaną „tylko” we dwoje.
Czyż podobne sytuacje nie powinny wywołać w nas refleksji nad naszym własnym życiem? Oczywiście, matka zawsze pozostanie matką (wiem, sama mam trzech dorosłych synów) ale czy życie matki – kobiety – musi być zawsze bezgranicznie podporządkowane dzieciom? Albo mężowi?
Wyniosłyśmy z domu przekonanie, że powinnyśmy brać wszystko na swoje barki, że powinnyśmy rezygnować z własnych potrzeb dla zaspokojenia potrzeb naszych bliskich. Wydaje nam się, że właśnie na tym polega miłość i że nikt nie zrobi tego wszystkiego tak dobrze jak my, że nikt nie kocha tak bardzo, jak my. W rezultacie? Jesteśmy zabiegane, zmęczone i niezadowolone z własnego życia. Jednocześnie podświadomie domagamy się wdzięczności i uznania za nasze poświecenie. To błędny zaułek! Twoi bliscy nie potrzebują naszego poświęcenia, naszej nadopiekuńczości, ale naszej miłości.
Gdzież więc w tym wszystkim jest nasze miejsce? Czy nasze otoczenie dostrzega nasze potrzeby, nasze pragnienia, marzenia? Czy mamy czas i możliwości na urzeczywistnianie naszych pragnień?
Zachowując zdrową relację pomiędzy zaspokajaniem własnych potrzeb, a spełnianiem oczekiwań otoczenia, żyjemy w zgodzie z samą sobą. Równowaga wewnętrzna daje nam zadowolenie, sprawia, że jesteśmy uśmiechnięte, atrakcyjne. Nie tracimy energii na niepotrzebną złość, ale wykorzystujemy ją do realizacji własnych planów. Jeżeli jesteśmy szczęśliwe, roztaczamy wokół siebie aurę pozytywnej energii, przyciągamy radość i uśmiech. Pamiętajmy, każdy uśmiech wróci do nas pomnożony – niestety, tak jak każda złość, każda niechęć i zawiść.
Życie uczy nas, że wszystko czemuś służy. Nawet te najgorsze i najtrudniejsze momenty są ważne, ponieważ mają one wpływ na nasze wybory, kształtują nas. Tak jak nie ma dobra bez zła, czy radości bez smutku. I jak nigdy nie jest za późno na zmiany – ku lepszemu. Chociaż czasami wydaje nam się, że to nie ma sensu, że nie ma już wyjścia, za jest już późno… To nieprawda! Trzeba tylko zaufać sobie.
Ja zaufałam i odmieniłam swoje życie. Odcięłam się od złych, nieżyczliwych ludzi, którzy udawali moich przyjaciół. Uczę się czerpać radość z każdej chwili i nie daję się zamknąć w klatce, choćby nawet złotej. Mam swoje zdanie, swój charakter, swój styl. Jestem sobą – po raz pierwszy od wielu lat. Patrząc w lustro dostrzegam i akceptuję siebie – także i zmiany, które niesie czas.
Od lat media propagują gonitwę za „ideałem urody” jako warunek konieczny do zadowolenia, do szczęścia! A przecież każda z nas wie, że ani wydatny biust, ani długie nogi, ani nawet najmodniejszy ciuszek nie są wyznacznikami kobiecości. Każda z nas jest piękna na swój sposób, czasem tylko nie potrafi tego piękna wydobyć, podkreślić, uzewnętrznić. Jakże często kobieta o pozornie tak zwanej przeciętnej urodzie ma większe powodzenie, niż inna, zdająca się być marzeniem każdego mężczyzny dziewczyna o „telewizyjnej” urodzie.
Przed laty, stojąc czasem za barem w mojej własnej dyskotece słuchałam przerażających zwierzeń zarówno klientek, jak i moich pracownic. Dziewczyn, które jeszcze przed uzyskaniem pełnoletności składały na operację biustu i były przekonane, że ta zmiana je uszczęśliwi. Kobiet, dostrzegających w sobie ciągle to inne wyimaginowane wady, które chciałyby skorygować przy pomocy skalpela. Albo – co gorsza – czyniących to dla partnera! (O, jeżeli mężczyzna oczekuje od Ciebie operacyjnego powiększenia piersi, to możesz być pewna, że on Ciebie nie kocha. Wiej od takiego faceta jak najdalej…)
Nie możemy pozwolić kompleksom aby zatruły nam duszę i ciało. Dlaczego u innych tolerujemy „wady”, których u siebie nie potrafimy zaakceptować? Nie zatracajmy siebie w pogoni za sztucznie tworzonym przez media ideałem!
Czas zmienić utarte sposoby myślenia i zacząć kochać siebie, uwierzyć w siłę pragnień, wiary i pracy nad sobą. Za cel postawić sobie dążenie do szczęścia, akceptację każdego aspektu własnej – kobiecej – osoby i natury. Przyjaźnie spojrzeć na swoje odbicie w lustrze, pomimo tych kilku zmarszczek i dodatkowych kilogramów i ignorować ludzkie gadanie. Być odważną i pełną radości życia kobietą, skupioną na dążeniu do celu.
Na zarzut nawoływania do egoizmu odpowiem za Erichem Frommem, jedynym wybitnym psychologiem, zajmującym się fenomenem miłości i jej roli w życiu człowieka: kto nie potrafi kochać siebie, ten nie potrafi kochać innych!
A więc: pokochać siebie – ale jak? Jak być na co dzień Kobietą przez duże K, kobietą z klasą, choć niekoniecznie z kasą? Jak umieć cieszyć się każdą chwilą, pomimo stresu i problemów? Każdy dzień jest niepowtarzalny, każdy przynosi nam coś nowego, dobrego, szansę na zmianę. Uczmy się dostrzegać te dary i z nich korzystać. Szczęście jest tym nieuchwytnym czymś, co dodaje nam uroku, blasku, bez względu na wiek i urodę.
Nie podam Wam na to gotowej recepty – każda z Was musi odnaleźć ją sama, tę swoją receptę na szczęście, znaleźć własną drogę, nie bać się realizować własnych planów i zaspokajać własnych potrzeb. Chcę tylko podzielić się z Wami moimi przeżyciami i przemyśleniami, które doprowadziły mnie do tego punktu, w którym mogę powiedzieć bez lęku, że jestem szczęśliwa, spełniona i spełniająca się w dalszym ciągu.
You must be logged in to post a comment.