Recepta na upały
Jedyna realistyczna recepta na upały, to zostawić za sobą rozpalone płyty wielkomiejskich chodników i wybrać się nad jakąś wodę – morze, jezioro, a nawet rzeczkę. O ile ma się właśnie urlop, a przynajmniej podczas weekendów.
Żeby taka wyprawa nie stała się koszmarem i udręką, należy pamiętać o kilku rzeczach: zabieramy ze sobą jakiś „kawałek cienia”, może być parasol plażowy albo taka plażowa „muszla”, koniecznie przenośną chlodziarkę na napoje, a w niej oczywiście napoje, owoce, jakieś kanapki. Koniecznie potrzebny jest też krem do opalania z odpowiednim filterm i nakrycie na głowę: kapelusze są eleganckie i dają dużo cienia, ale przy wietrznej pogodzie mogą zapewnić nam dodatkową porcję ruchu w pościgu za odlatującym w siną dal słomkowym UFO. Lepsza więc jest czapeczka, albo chustka, w jasnych kolorach, oczywiście.
Szukając ochłody w wodzie jeziora pamiętajmy, że nawet przez chmury przedostają się promienie ultrafioletowe i podczerwone, a więc krem ochronny powinien być wodoodporny.
No i nie obawiajmy się odsłonić trochę ciała, nawet, jeżeli nie mamy figury Cindy Crawford. Pamiętajmy, że witamina D jest wytwarzana w organizmie pod wpływem promieni słonecznych – a witaminy to zdrowie! Poza tym taka „sesja plażowa” to dobra okazja do polubienia samej siebie – a to z kolei jest kluczem do odkrycia własnej kobiecości.
You must be logged in to post a comment.