W zdrowym ciele

Uwaga, genetycznie modyfikowane!

Od tysiącleci już człowiek modyfikuje genetycznie otaczającą go naturę. Genetycznie modyfikowane trawy stały się zbożami, genetycznie modyfikowane bawoły – krowami. Genetycznie modyfikowane wilki pilnują genetycznie modyfikowanych muflonów i nikomu to nie przeszkadza! Bez genetycznie odmienionych roślin i zwierząt ludzkość dawno wymarłaby z głodu i od chorób. Tyle, że do niedawna procesy te były powolne, sterowanie nimi uciążliwe i skomplikowane. Przywykliśmy do tego, co nazywamy powszechnie „hodowlą” i nie podnieca nas to, że dzisiejsza pszenica to genetyczna mutacja orkiszu. Bo to „normalne” i „naturalne”.

Jednocześnie domagamy się postępu. Chcemy podróżować szybciej, niż pozwalają na to nasze nogi, widzieć dalej, niż pozwalają na to nasze oczy. Chcemy rozmawiać na odległość, zapisywać wspomnienia w otchłaniach cyfrowych pamięci. Chcemy wszystko i żeby to jak najmniej kosztowało. To jest dla nas w porządku. Nikt, poza kilkoma „świrusami” nie protestuje, kiedy odkrywa się coraz to nowe tworzywa, materiały, barwniejsze farby, coraz to szybsze samochody, a w kieszeni nosimy urządzenia o mocy obliczeniowej całych centrów komputerowych sprzed dwudziestu lat.

Ale gdy naukowcy odkryją, jak te modyfikacje natury – tę hodowlę – przeprowadzić można w ciągu miesięcy, zamiast w ciągu tysiącleci, w kontrolowany sposób, to już jest z tego wielka afera. A przecież dopiero (powolna, trwająca dziesiątki lat) modyfikacja „zwykłej” kukurydzy pozwoliła na jej maszynowy zbiór i przez to na zwielokrotnienie wydajności. Dzięki modyfikacjom zboża są odporniejsze na szkodniki i warunki klimatyczne. Krowy dają więcej mleka, owce – więcej wełny.

A że „genetycznie”? Pewien humorysta powiedział: „Cóż, ja zjadam warzywa, a nie spółkuję z nimi…”.

Czy mamy więc w ogóle zrezygnować z postępu? Z nowoczesnych lekarstw (no, bo chemia!), komórek (no, bo promieniowanie!) i komputerów (to w ogóle diabelskie narzędzia!)? Żyć w ciemnocie i duchowym ubóstwie, jak w mrocznych czasach średniowiecza?

Najgłośniej oczywiście protestują ci, którzy od wieków uważali naukę za dzieło szatana i naukowców za diabelskie nasienie.

Ja – dziękuję. Nie chcę wracać do średniowiecza. Jeżeli genetyka pomoże zmniejszyć ilość umierających z głodu dzieci – jestem za.