Wrześniowa kolekcjonerka
Zapowiada się dzisiaj piękny, słoneczny, wrześniowy dzień. Choć według astronomicznego kalendarza to jeszcze lato, widać już oznaki jesieni. Noce zrobiły się chłodniejsze i przez to poranki, mimo bezchmurnego nieba, są orzeźwiające i przyjemniejsze od tych upalnych poranków sprzed dwóch tygodni.
Kilka dni temu właśnie takim pięknym porankiem przywitało mnie Monachium (München) , dokąd przyleciałam z Dublina w drodze do domu.
Jeszcze przed moim wyjazdem do Irlandii mąż, znając moje upodobania dotyczące wszelakich podróży, ciekawość świata, zabytków i poznawania różnych kultur, zaproponował mi wycieczkę po Monachium, stolicy Bawarii. Bez wahania i z wielką chęcią przystałam na jego propozycje. Tym bardziej, że zachęcił mnie perspektywą obejrzenia pięknego zamku Nymphenburg (Zamek Nimf), z przyległym pałacowym olbrzymim parkiem, na wzór ogrodu francuskiego, naturalnie przechodzącego w las, który był terenem łowieckim dla mieszkańców ówczesnej królewskiej rezydencji.
Wcześniej Monachium znałam głównie z książek i z dużego lotniska, z którego często latałam do Irlandii. Monachium znane jest też na całym świecie z hucznych obchodów święta Oktoberfest, wywodzącego się z tradycyjnego święta plonów. Zainteresowanie jest tak ogromne, że już w lutym i marcu zarezerwowane są wszystkie możliwe miejsca dla uczestników tej hucznej, kilkudniowej zabawy.
Ponieważ do München przyleciałam bardzo wcześnie, około dziesiątej, mieliśmy cały dzień na przyjemności zwiedzania miasta i okolic. Z lotniska pojechaliśmy najpierw do monachijskiej dzielnicy Neuhausen, gdzie znajduje się pałac Schloß Nymphenburg. Po śniadaniu spacerkiem udaliśmy się na zwiedzanie pałacu i przylegających ogrodów.

Pałac Schloß Nymphenburg jest zaliczany do najbardziej ciekawych kompleksów pałacowych w Europie. Pierwotny pawilon, gdzie znajduje się wejście i przy którym obecnie mieszczą się sklep i kasa biletowa, gdzie zakupiliśmy bilety wstępu na pałacowe komnaty, został zbudowany w XVII wieku niejako w darze dla księżniczki Henrietty Adelajdy von Savoyen, w podzięce za obdarzenie księcia Ferdynanda następcą tronu. Budowę zakończono w 1679 roku.
Ówże następca, Max Emanuel rozbudował pałac do obecnych wymiarów. Po powrocie z Paryża, około roku 1715 rozpoczął rozbudowę pałacu na wzór francuski – w tym celu towarzyszyli mu znani francuscy architekci i artyści, jak np. architekz Josef Effner i ogrodnik Dominique Girard. Także lokalni rzemieślnicy i artyści byli zatrudnieni przy rozbudowie pałacu. Kolejni księżęta, królowie i cesarzowie kontynuowali dzieło rozbudowy i upiększania pałacu.

Ze względu na owe przebudowy i rozbudowy kompleksu pałacowego, które trwały przez 200 lat, obiekt ten jest mieszanką różnych stylów, od barokowych fresków na sufitach, rokokowych ozdób, po neoklasyczny wystrój pałacowych komnat.
Schloß Nymphenburg to piękny zabytek o świetnie zachowanych wnętrzach, pełnych zachwycających malowideł, oryginalnych ozdób i mebli, oraz dekoracji i wyposażenia pomieszczeń zamkowych. Podczas zwiedzania wnętrz pałacu Nympheburg zwróciłam uwagę na dużą ilość pracowników muzeum, dużo więcej pilnujących niż w Wersalu. Natomiast największe wrażenie zrobiły na mnie piękne freski i ozdoby sufitów.

Po zwiedzaniu komnat przyszedł czas na wielki, pięknie położony i zaprojektowany park przypałacowy. Mimo pięknej pogody i gotowości do dłuższych spacerów, dotarliśmy tylko do pałacyku Pagodenburg (nazwanym tak ze względu na malowidła w chińkim stylu we wnętrzu), gdzie odpoczęliśmy i zdecydowaliśmy się na powrót. Niestety nie dotarliśmy do pałacyków-pawilonów Badenburg, Amalienburg i Magdalenenklause (samotnia Magdaleny). Pominęliśmy również muzeum powozów i sań oraz muzeum porcelany. Okazuje się, że aby przejść sam park i odwiedzić cztery pawilony, potrzeba na to około dwóch godzin.

Cóż, będzie okazja do kolejnych odwiedzin tego uroczego zabytku.
Opuszczając to piękne, pełne duchów historii miejsce, zaszaleliśmy trochę i jako pamiątkę z Nympheburga dostałam od męża piękną, ręcznie malowaną chustę z pieczęcią KulturGut (dobro kultury) i do tego wachlarz w ten sam deseń, co chusta.

Teraz już tylko marzyliśmy o kawie w jakiejś przytulnej kafejce na starym mieście. Po dotarciu do parkingu – co w Monachium nie jest takie łatwe – wybraliśmy się pieszo na monachijską starówkę. Znaleźliśmy miejsca w ogródku kawiarni przy samej katedrze, gdzie w cudownej atmosferze zabytkowych murów wypiliśmy pyszną, świeżo paloną kawkę.

Katedra Najświętszej Marii Panny – Frauenkirche – gotycki kościół z 1468 – 1488 roku, jest inna niż wszystkie, które do tej pory widziałam. Wydawała mi się jakaś jaśniejsza, przejrzystsza, zachwyciła mnie cudnymi witrażami i obrazami, a także specyficzną atmosferą.

Po katedrze przyszedł czas na Starówkę, czyli głównie Marienplatz, centrum turystyczne Starego Miasta, gdzie znajdują się dwa ratusze: Stary (Altes Rathaus) z lat 1470-1480 i Nowy w stylu neogotyckim (Neues Rathaus) z drugiej połowy XIX w.

Byłam pod wrażeniem piękna zabytkowych budowli i pełnych uroku miejsc, jakimi są patia wypełnione ogródkami piwnymi przy mieszczących się tam restauracjach, w przyległych do Ratusza kamienicach.
Oprócz zabytków, niepowtarzalny klimat temu miejscu nadawali uliczni artyści. Okolice Starówki to również raj dla tych, którzy wybiorą się na zakupy. Mieści się tutaj mnóstwo sklepów markowych firm.

Opuszczaliśmy miasto, mijając Bramę Zwycięstwa (Siegestor). Ta zabytkowa budowla była inspirowana Łukiem Konstantyna w Rzymie, a szczyt jej ozdobiono posągiem Bawarii, jadącej rydwanem zaprzężonym w cztery lwy.
Wrzesień jest chyba najpiękniejszym miesiącem na zwiedzanie. Mogę to z całą pewnością stwierdzić to po wrześniowym pobycie w Sevilla, po cudownie spędzonych dniach nad Bodensee i wyspie Mainau – i teraz po wizycie w Monachium.
You must be logged in to post a comment.