Dzień za dniem

Zwyczajne codzienne przyjemności

Wczoraj wybraliśmy się do Erlangen, na miejsce, gdzie w czerwcu każdego roku odbywa się wielki festyn, zwany Erlanger Bergkirchweihe, czyli rocznica poświęcenia tamtejszego kościoła „na górce”. Wzdłuż drogi ciągną sie piwnice, setki metrów labiryntów pod tąże górką, gdzie piwowarzy przechowują piwo w beczkach, które tam spokojnie dojrzewa w chłodzie piwnic.

Niektóre z piwnic, a właściwie małe knajpki przy piwnicach, są otwarte przez cały rok. Jedną z nich jest „Entla’s Keller”, czyli „Kacza Piwnica”, nazwana tak, bo główną jej atrakcją – oprócz świeżego piwa prosto z beczki – jest pieczona kaczka z tradycyjną kluską wielkości dużego jabłka i czerwoną kapustą. Podaje się też Schäufele, czyli pieczoną w piecu łopatkę, oraz golonkę, ale również pieczoną, nie duszoną. Zamiast kluski można wziąć sałatkę z ziemniaków, a zamiast czerwonej kapusty – mieszaną zieloną sałatę.

Co miesiąc odbywają się tam też koncerty muzyki poważnej – tym razem „rozminęliśmy się” z takim koncertem o tydzień.

Okazją do tej kulinarnej wycieczki było spotkanie działu R&D (research and development) firmy, w której pracuje mój mąż. Spotykają się kilka razy do roku na różnych festynach, oczywiście na Weihnachtsmarkt i na Fürther Kerwa, czyli dorocznym jarmarku miasta Fürth (słowo jarmark pochodzi z niemieckiego, od Jahrmarkt, czyli „targ roku”).

Na marginesie, w takich piwnicach i na festynach piwo podaje się w wielkich, litrowych kuflach z kamionki, które doskonale utrzymują niską temperaturę napoju… a przy tym człowiek nawet nie zauważa, jak wypije ilość wystarczającą na napełnienie trzech „normalnych” butelek… I jeszcze to, że pomimo wydarzeń ostatniego tygodnia frekwencja była – jak na dzień w środku tygodnia – bardzo duża, prawie wszystkie ławy były zajęte. Nikt tu nie da sobie zepsuć swoich małych, codziennych przyjemności – należą nam się one!