Dzień za dniem

Październikowo

Inni mają Oktoberfest – który przekształcił się z biegiem czasu w komercyjne, masowe pijaństwo dla obcokrajowców – w naszej okolicy żywa jest tradycja ludowych festynów. Jednym z największych jest obchodzone od kilkuset lat rocznica poświęcenia kościoła św. Michała – pisałam już o tym. Także i w tym roku spotkaliśmy się z koleżankami i kolegami z pracy męża na Fürther Kärwa.

Całe centrum miasta jest zajęte przez stragany, karuzele i mniej lub bardziej zwariowane urządzenia do wywoływania wrzasków i zawrotów głowy.

Na każdym kroku oferowane są produkty miejscowych i okolicznych browarów – nawet piwo o smaku dymu. W zeszłym roku próbowaliśmy – w tym pozostaliśmy przy bardziej tradycyjnych rodzajach.

Pod różnymi zadaszeniami można usiąść, albo sobie „barowo” postać, podczas gdy wokoło na monitorach lecą stare przeboje wraz z tekstami do wspólnego śpiewania, czyli karaoke.

Jest niesamowicie kolorowo, iluminacje prześcigają się w wymyślności. Oprócz różnych atrakcji, jak w wesołym miasteczku, jest także bogata oferta smakołyków, zarówno na słodko, jak i na ostro: od prażonych migdałów do bułek z matjasami w sherry z cebulką i wędzonych kawałków rekina, tzw. loków Schillera (Schillerlocken), nazwanych tak, bo przypominały fryzurę znanego poety romantycznego Fryderyka Schillera (pamiętamy ze szkoły na przykład wiersz pod tytułem „Rękawiczka”).