Skrzypce i jezioro
Długo czekaliśmy na ten koncert.
Przed dwoma miesiącami mąż dowiedział się od kolegi z pracy, że w naszej okolicy, na otwartej scenie pod gwiazdami i nad jeziorem Dechsendorfer Weiher w ramach corocznej imprezy „Klassik am See” („Klasyka nad jeziorem”) wystąpi wielka gwiazda muzycznej – i nie tylko klasycznej – sceny, nasz ulubiony, niezmiernie utalentowany i niewątpliwie najwybitniejszy skrzypek naszych czasów, Nigel Kennedy. Bez zastanowienia zakupił bilety, na szczęście było jeszcze trochę dobrych miejsc niedaleko sceny, oczywiście w pierwszej grupie cenowej.

Nie jesteśmy szczególnie wielkimi fanami i koneserami muzyki poważnej, ale lubimy oboje z mężem słuchać dobrej muzyki. Dlatego też nie znaliśmy zbyt dobrze Nigela Kennedyego, może z wyjątkiem jego interpretacji „Czardasza” Monty’ego, którą widzieliśmy na Youtube.
Oboje kochamy sztukę i podziwiamy artystów. Już jako młodzi ludzie próbowaliśmy swoich sił na szkolnej scenie, w tej samej szkole, zresztą. Później zaniechaliśmy tych prób, chociaż mąż do dzisiaj lubi grać na gitarze i stąd wiemy, jak trudna i żmudna jest praca artystów, nawet tych genialnie utalentowanych. I choć mój zapał do śpiewania i recytowania poezji minął jeszcze w szkole, to miłość do teatru, muzyki i sztuki pozostała.

I w końcu nadszedł ten wielki dzień. To był nasz pierwszy kontakt „na żywo” z Nigelem Kennedy. Do tej pory raczej nie przypuszczałam, że Kennedy jest artystą tak niezwykle popularnym i lubianym. Co prawda słyszeliśmy wcześniej o jego związkach z Muzyczną Owczarnią I Jaworkami, tam właśnie zaczęła się nasza przygoda z jego muzyką. Tam po raz pierwszy zobaczyliśmy plakaty z jego występów w tym urokliwym miejscu, tam usłyszeliśmy o jego talencie i o jego wsparciu dla ambitnych polskich muzyków. Jego imieniem nazwany jest mostek prowadzący do Muzycznej Owczarni, symboliczny „most dla muzyki”. Podczas ostatniego pobytu w Jaworkach od miejscowego, zaprzyjaźnionego „Duszka Gór” dowiedzieliśmy się, że Kennedy tak ukochał to miejsce, że wybudował sobie dom blisko rezerwatu Biała Woda, a jego żona pochodzi z Krakowa.

Koncert na żywo to nie to samo, co oglądanie koncertu w telewizji, nawet jeżeli ma się duży ekran i dobry sprzęt. Koncert na żywo to udział w wydarzeniu, to poczucie bliskości z artystami, to uczta dla wszystkich zmysłów. Po raz pierwszy również byliśmy częścią wielkiej widowni pod otwartym niebem, w miejscu przepięknie położonym wśród starych drzew, wzdłuż malowniczo rozciągającego się jeziora Dechsendorfer Weiher, niedaleko Erlangen. Pogoda nam sprzyjała, po upalnym letnim dniu, nadszedł gorący wieczór i gorący nastrój podsycany energetycznym wystąpieniem muzyka ze swoim zespołem i towarzyszącą orkiestrą filharmoników z Hofu.
Kennedy wspaniale nawiązuje kontakt z widownią. Jest przygotowany pod każdym względem, już od początku zyskuje sympatię publiczności witając się z nią w ich języku, w którym również wypowiada kilka zdań, nawiązujących do miejsca koncertu i do repertuaru. Z wielką swobodą – już po angielsku – przedstawia swój zespół, dodając od siebie żartobliwe komentarze. Nawet własny ubiór dobiera w sposób ekscentryczny i ekstrawagancki, wprowadzając na scenę luźne, sportowe i nieco niedbałe kreacje w miejsce sztywnych kanonów ubioru klasycznych muzyków.
Kennedy jest mistrzem w niekonwencjonalnym łączeniu klasyki ze współczesną muzyką, płynnie zmieniając instrument akustyczny na elektryczny, a nawet skrzypce na fortepian, Tego wieczoru zagrał utwory swojego ulubionego niemieckiego kompozytora, Johanna Sebastiana Bacha obok znanych utworów George Gershwina, sprytnie wplatając kilka taktów jazzowych standardów, między innymi „Karawany” Duke Ellingtona. Grał też własne kompozycje, zainspirowane książką Isaaca Bashevisa Singera „Czarodziej z Lublina”.

Kennedy, z pochodzenia Brytyjczyk i uczeń wielkiego skrzypka Yehudi Menuhina, czuje się – jak sam podkreśla – od dawna związany z dwoma krajami: z Niemcami i z Polską. O związkach z Polską poprzez wspieranie Muzycznej Owczarni w Jaworkach wspomniałam już powyżej, także w swoim zespole ma dwóch znakomitych polskich muzyków jazzowych. Natomiast twórczość Bacha towarzyszy mu od dawna, chętnie też koncertuje w Niemczech.
Wspaniale było móc przeżywać ten wyjątkowy występ nieprzeciętnie uzdolnionego muzyka, jednocześnie kompozytora, dyrygenta, kierownika zespołu i konferansjera. Jego genialna gra na skrzypcach dosłownie zapierała widowni dech w piersiach. Skrzypek cudnie, z pozorną lekkością i niezwykła emocjonalnością porywał słuchaczy w stan euforii i jak czarodziej prowadził nas od rozmarzenia wśród delikatnych flażoletów do wybuchów wulkanicznej energii. Przy tym wszystkim wyglądało to, jakby bawił się instrumentem – przeczył temu tylko pot, spływający mu strumieniami po twarzy (dzięki ogromnym ekranom po obu stronach sceny mogliśmy oglądać go w zbliżeniu).
Uwieńczeniem występu Mistrza i jego zespołu był pokaz sztucznych ogni. Imponująco rozbłyskiwały się w różnych formach na tle letniego, nocnego nieba i odbijały się w ciemnej toni jeziora. Wracaliśmy po północy szczęśliwi, natchnieni, syci wrażeń. Jakby ktoś zatrzymał czas i przeniósł nas do innego wymiaru. Szarość dnia powszedniego i inne problemy oddaliły się od nas w nieskończoność, czuliśmy się jakby lżejsi, młodsi. Wiadomo, nie samym chlebem…
Poniżej nagranie dłuższych fragmentów koncertu. Niestety, na YouTube znacznie obniżono jakość obrazu.
You must be logged in to post a comment.