Dzień za dniem

Tradycja

Ostatnie dni pierwszej połowy sierpnia przyniosły nam wielką falę upałów. Od tygodnia temperatura powietrza na zewnątrz sięga do trzydziestu kilku stopni w dzień. Taka gorączka jest znośna jedynie nad wielką wodą, w której przyjemnym chłodku można się zanurzyć od czasu do czasu. Ale nawet ta zimna, w porównania do temperatury powietrza, woda nie pozwoli nam uniknąć skutków „ostrego słońca”, takich jak udary słoneczne, czy zesłabnięcia. W dodatku niebezpieczeństwo zarażenia się koronawirusem zniechęca nas do spotkań na mieście, czy do zakupów w sklepach.

Tak gorący czas najbezpieczniej jest spędzać w domu. Zakupiliśmy klimatyzator, który pozwala znieść upały, zapewniając w mieszkaniu znośną temperaturę, mamy wszystkie media, dzięki którym jesteśmy bliżej rodziny i znajomych. Mamy Netflix i wykupiony abonament na polską telewizję z funkcją archiwum, dzięki czemu możemy oglądać filmy i programy nawet dwa tygodnie wstecz. Możemy ćwiczyć w domu zumbę, albo czytać książki.

Na balkonie bujnie rosną pelargonie i petunie. Mamy też namiastkę lasu: drzewa od strony północno-zachodniej, a nad balkonem od zachodu pochyla się potężny, ponad stuletni dąb. Ale to i tak nie zastąpi mi godzinnego marszu, czy spaceru polną, lub leśną drogą. Takiego marszu bez konkretnego celu nie zastąpi nic. Nie bez przyczyny japońscy lekarze przepisują wyjazd do lasu, na łono przyrody jako lekarstwo dla zabieganych i zapracowanych pacjentów. Kontakt z przyrodą i ruch na powietrzu potrzebny jest dla zdrowia fizycznego, ale i psychicznego. A jak wiadomo, jedno od drugiego jest zależne, ciało musi być w harmonii z umysłem, inaczej może objawiać się to różnymi dolegliwościami.

Gorące powietrze, które dotarło do nas z Afryki i nie zamierza opuszczać, powoduje tak wysoką temperaturę w dzień, że spacer staje się męką, a nie przyjemnością. Dlatego też po przebudzeniu zakładam sportowe ciuchy i po wypiciu kilku łyków wody, najlepiej z dodatkiem cytryny, schodzę w dół, a z klatki schodowej mamy już wyjście niemal bezpośrednio do małego parku za domem. Idę ścieżką wśród drzew i krzewów, prowadzącą na łąkę, usłaną gęsto zielonymi jeszcze żołędziami, które chrupią mi pod butami. Po drodze mijam karmniki dla ptaków i zwierząt. Są to wiszące pojemniki z ziarnami , budki na drzewach, a także stojące domki-karmniki dla owadów i innych żyjątek leśnych. Często można spotkać tutaj miejscowe wiewiórki. Wśród karmników, w centralnym miejscu stoi miska z wodą. Jak pięknie, ktoś myśli o tym, że ptaki i zwierzęta też potrzebują wody, szczególnie podczas takiej suszy. Za każdym razem, kiedy przechodzę obok tych miejsc, podziwiam tutejszą tradycję, jaką jest dbanie o środowisko, o otoczenie.

Tak, to piękna tradycja frankońska. Ten wąski pas drzew, dzielący budynki od położonej w dole ekologicznej łąki, jest pod tą samą administracją, co pas dwupiętrowych szeregowych budynków, wkomponowanych w to miejsce. Po kilkunastu krokach napotykam na symboliczną bramkę, przez którą wychodzi sie na rozległą łąkę, sięgającą aż do rzeki. Symboliczna, ponieważ kilka kroków dalej można ją obejść. Ogrodzenie stanowią drzewa i krzewy, rosnące wokoło. Bramka jest zamykana na klucz, chroni przed obcymi, ponieważ na łąkę każdy ma dostęp, ale za bramkę tylko lokatorzy zamieszkujący w tych budynkach.

Otwieram bramkę i już znajduję się na przyłąkowej ścieżce. Mimo, że jest jeszcze wcześnie, po opuszczeniu drzew, które dawały cień i poranną rześkość, uderza mnie ciepłe powietrze. Kolejny raz zaskakują mnie kałuże na polnej drodze wzdłuż łąki, ale już wiem skąd ta woda. Kiedy po raz pierwszy zetknęłam się z kałużami, a to było w czasie kiedy była susza i brak opadów, zaczęłam obserwować łąkę. Pieczę nad łąką sprawuje administracja miasta i ludzie zatrudnieni w tym celu. Łąka reguluje poziom rzeki i odwrotnie, rzeka reguluje poziom wody i nawadnia łąkę. Na kilkunastohektarowej łące umieszczone są studzienki połączone z rzeką podziemnymi kanałami. Poza tym łąkę przecina rów, który odbiera nadmiar wody z połaci traw. Podczas suszy pracownicy nawadniają łąkę, a podczas powodzi służy ona za teren odciążający rzekę, stanowi teren zalewowy, który jest pod ścisłą kontrolą. Często można zobaczyć pracowników przyjeżdżających terenówką, którzy robią pomiary i decydują o regulowaniu prac w tym terenie. Jest to również odpowiednie koszenie, naturalne nawożenie gnojowicą. Wszystkie te czynności trwają kilka dni ze względu na wielki obszar. Ekologiczna łąka służy wszystkim mieszkańcom miasta na spacery wzdłuż rzeki, a z drugiej strony kilkumetrowego pasa drzew, oddzielającego ją od głównej drogi, do biegania.

Miasto ma swoje stado owiec, za pomocą których wypasane są miejskie tereny. Kilka razy widziałam je z bliska pod dozorem pasterza, pana odzianego stylowo w długi, ciemny skórzany płaszcz i skórzaną czapkę pilotkę, z komórką w ręku i poruszającego się na oryginalnym motorze.

W oddali zauważyłam białą plamę, tym razem nie były to owce, ale stado bocianów. Chcąc podejść bliżej ptaków, aby je sfotografować, próbowałam obejść połacie zalane wodą i zmoczyłam sobie całe adidasy. Trudno sobie wyobrazić bociany i inne ptaki na suchej łące w tym skwarze. Można zrobić coś dobrego dla środowiska i tym sposobem dla nas ludzi? Widać można! To też piękna tradycja, warta naśladowania.

Drugim ciekawym miejscem w mojej okolicy jest zielona górka, powstała z zagospodarowania wysypiska śmieci. Pięknie zazieleniona, położona nad kanałem Dunaj-Men, widoczna jest z dużej odległości. Na szczyt tej góry prowadzi kilka dróg w kształcie serpentyny, są to drogi spacerowe, ale często można spotkać rowerzystów. Wjechać na szczyt, to wielkie wyzwanie, ja na pewno nie odważyłabym się. Spora część zbocza od strony południowej pokryta jest bateriami słonecznymi, z których energia zasila sieć miejską. Ta górka pełni funkcję rekreacyjną i punktu widokowego okolicy. W dole, oddzielone pasem drzew od kanału, a z drugiej strony od głównej ulicy, rozciągają się pola golfowe. Nikt nie spodziewałby się, że ta góra zrobiona jest na wysypisku śmieci. Dopiero jak ma sie tego świadomość, zauważa się studzienki umieszczone w kilku miejscach. Służą one bezpieczeństwu tego wzniesienia, do kontroli  i nadzoru reakcji chemicznych zachodzących w procesach gnilnych wysypiska. Służba miejska zajmująca się tym miejscem dba o wygląd i czystość tego miejsca oraz funkcjonowanie rynienek opadowych, drzewa, krzewy ławeczki i trawę. Tam też na zboczach można spotkać to samo stado owiec na etacie miejskim. Gospodarność Frankonii to też tradycja. 

Poszanowanie tradycji widoczne jest tutaj także podczas regionalnego święta plonów jakim są Dożynki. Dożynkowy pochód w Fürth, to wielowiekowa tradycja frankońskiego miasta, odbywająca się w ramach dorocznego festynu Michaelis Kirchweihe (rocznicy poświęcenia kościoła pod wezwaniem Świętego Michała) znanego też jako Fürther Kerwa i wyrażająca podziękowanie za plony. Jest to wielkie widowisko zarówno dla miejscowej społeczności, jak i okolicznych miast i wsi, a przede wszystkim okazją do zaprezentowania różnorodności miejscowych plonów, tradycji okolicznych browarów i historii rękodzielnictwa. Poza podziękowaniem za plony ziemi bardzo poruszyło mnie jeszcze jedno ważne przesłanie, może najważniejsze, tego radosnego, dziękczynnego pochodu. Przesłanie w wykonaniu dzieci w formie wiersza, w którym podkreślano znaczenie dzielenia się chlebem, mówiły w nim o radości płynącej z wzajemnej pomocy oraz jak działa to przeciwko zawiści i nienawiści. 

Frankońskie miasto Fürth  jest i zawsze było otwarte na świat, 20% mieszkańców tego miasta, to cudzoziemcy. Dlatego obok przedstawicieli katolików i protestantów w tym samym pochodzie idzie reprezentacja Tureckiego Islamskiego Centrum Kulturalnego w swoich tradycyjnych strojach oraz przedstawiciele ludności greckiej, również w swoich narodowych strojach. Piękna tradycja!

A mnie jest szkoda, że my Polacy nie umiemy korzystać z dobrych, sprawdzonych przykładów naszych sąsiadów. Ostatnio słyszałam prześmiewcze teksty obozu rządzącego na temat pomysłu prezydenta W-wy, który chciał wykorzystać zwierzęta do ekologicznego projektu. Niestety, tam nie zadziałało, ponieważ aby coś mogło przynosić pozytywne rezultaty powinno być  wspierane przez wszystkich, w szczególności przez decydentów. To rolą rządzących jest uświadamianie swoim obywatelom, wszystkim ludziom znaczenia ekologii. Każdy człowiek powinien mieć świadomość, że swoją postawą pracujemy na przyszłość i nie możemy niszczyć naszej planety. 

Ostatnio zawiadujący naszym krajem mówią tak wiele o tradycji. Czy w tej ich tradycji jest miejsce na szacunek do drugiego człowieka? Dla ludzi o innej orientacji seksualnej, o innym kolorze skóry, o innym światopoglądzie? Nie, to nie jest polska tradycja! To co wyprawiają ci żądni władzy i poklasku ludzie, to nie jest naszą tradycją, wprost przeciwnie! Oni rujnują tradycję tak, jak i wszystko, co dotyczy naszej historii, nauki i kultury.